wtorek, 31 maja 2016

Konsekwencja w działaniu

rzecz ważna prawda ? :))) Rozbabrać 5 tysięcy rzeczy i żadnej nie skończyć ...... nie bardzo. No może jeśli chodzi o dom i ogród to tak nie do końca bym tej konsekwencji się trzymała, a w zasadzie rozdzieliła ją na te dwa "obszary" mojego działania.
W końcu jakoś się sama przed sobą muszę wytłumaczyć :))))

Gdyby do tego doba miała ciut więcej niż ma......... to pewnie też bym nie nadążyła.

Kuchnia dalej się kończy, wolno idzie ale idzie. Podoba mi się coraz bardziej (skromnością nie grzeszę). Jeden wielki remont mam za sobą łącznie z przewracaniem ścian, teraz jestem ostrożniejsza i dokładnie wszytko analizuje w tą i z powrotem. 
Zabudowa zlewu to ogromna zbieranina cudaków. Niektóre leżały i czekała na wenę inne wpadły nagle. Rezultatem jest zlew zabudowany, stanowczo mało standardowo, ale po mojemu. Brakuje mu jedynie frontu. Może i byłby gdybym nie wpadła na kolejnego pomysła typu "a może szufladę sklecimy :))) ?" - pytanie do mojego M.  Na chwile obecną aby rury odpływowe, wątpliwej urody nie dawały po oczach zawiesiłam ......... podarowany zresztą, ręcznik kuchenny.

Zanim jednak mojego cudaka pokażę, przedstawiam szafkę na talerze.


Za nią powieszona moja krata na zioła. No może raczej na filiżanki tudzież inne ustrojstwa. W miejscu gdzie teraz kalendarz i mydelniczka wisi będzie półka. Dostałam ją w prezencie i kończę szlifować. A co mam wywiercone to już mam :)))


Moja wersja zabudowy, no może bardziej obudowy zlewu.


Detale, jakie dodałam: główny to bez wątpienia stary kafel piecowy. Jedyne co jest nowe to zakupione koperty. Chyba skłaniam się, aby jeszcze dodać na dole koperty. Listeweczki z odzysku lub pozostałości z wcześniej kleconych rzeczy. Pilastry kupione kiedyś tam na allegro, szt. 3  w tym dwa wykorzystane w tej zabudowie.


Wykończeń dolnej części naoglądałam się ooo i jeszcze więcej. Coś mi jeszcze brakuje .......


Maluję, wycieram kafelki, które przy okazji pomaluję i maluję od nowa. Głupiego robota. Pomalowałam i zostawiła, aż wyschnie. Dopiero posprzątam kafle.
Szafka na talerze w trakcie klecenia.



Dwa drewniane elementy kupione jakoś tak niedawno. Jestem ciekawa od czego ...... nigdy się nie dowiem a szkoda.



 Szyldy porcelanowe to bez wątpienia moja słabość, szczególnie jak nie są niebieskie, jakieś skaranie boskie z tym kolorem ;) Firmę Koplan znalazłam zupełnie przypadkiem przeglądając coś w necie we wrześniu. Wysłałam maila bez większej nadziei, że są, że dostanę, takie jak mnie interesują i w cenie, która nie powali mnie na nogi. Na mojego maila odpisała Pani Monika - pozdrawiam serdecznie :) I mam, takie jak chciałam, w kolorze o jaki mi chodziło, w formie trącającej "myszką". Te z prawej strony były dostępne od ręki, natomiast te z lewej, przyszły wczoraj i są zarobione na moją prośbę. Zamówienie jak widać niewielkie tym bardziej mnie cieszy, że Firma je zrealizowała.


To zdjęcie jest od Pani Moniki


A w prezencie od Firmy 


Prawda, że bajka :) Przesyłka przyszła na adres do pracy. Porcelanowy upominek postawiłam na biurko...... wychodząc zabrałam do domu. Co przechodzę koło niego mam uśmiech na twarzy :))))
Na szyldy mam już pomysł, czas ....... z tym czasem gorzej.

Mój zakup ryneczkowy, tak mi się podobał ale był stanowczo za drogi. Miesiąc kręciłam się koło niego. Jak się zdecydowałam już nie było. Zapytałam, a Pan mi, że jest ale nie zabrał. Przywiózł mi na kolejny ryneczek i sprzedał znacznie taniej niż pierwotnie chciał - bez targowania. To taki mój prezencik na święta, ubiegłe grudniowe.

 

Mój czas dzielę między domem, a ogrodem. W ogrodzie jest mnóstwo pracy. Mało tego takiej, którą nie można, no może nie powinno się odkładać. U nas głównie cięcie i pielenie. Generalnie mój błąd to pozostawienie aby wszytko sobie rosło........ i rosło. Efekt to ten busz nie do końca taki jak bym sobie życzyła. Zmieniam, przesadzam i zmieniam, tnę i zastanawiam się czy uratuję czy nie za mocno, czy odrośnie. Tym sposobem kolkwicja przycięta w ubiegłym roku nie kwitła, ale to pikuś już myślałam, że się z nią pożegnam. Odrasta, hura :))) W tym roku opędzlowałam berberysa. Cóż  ....... wydawało się, że kolkwicje cięłam w ubiegłym roku, niby jakiś obraz mam. Guzik z pętelką. Znowu serce na ramieniu. Cięłam w miarę szybko, było zimno. I stała w miejscu z kilkoma "suchymi" badylami. Sama siebie w głowę pukałam, durna masz co chciałaś. Odmładzać mi się zachciało. W ogrodzie cierpliwość to cecha bardzo, ale to bardzo potrzebna, rozsądek również. Berberys, dodam z ciemnymi liśćmi odrasta rewelacyjnie. Te deszcze ostatnie i ciepło ewidentnie widać.  Jak ciachałam do ciachałam. Przed domem tragedia, mówię do siebie wykaż się cierpliwością. Wygląda jak wygląda ale cóż na efekt trzeba poczekać.



Bukszpany wyhodowane od takich maleńkich. Moje oczko w głowie.



Czosnek ozdobny i żółte liliowce.



Bratki, chyba w tym kolorze lubię najbardziej.



 Krzewuszka, jedyna jaka w tym roku kwitnie. Tylko ta nie przemarzł.


 Mak bylinowy co roku piękniejszy.


Na łubiny zachorowałam w ubiegłym roku. Miał być biały, śliwkowy i różowy. Biały jest różowy wybielił się a śliwkowy jakby z lekka fioletowy.


 Mój busz. Conica przycięte i ten z prawej stracił "czubek" - usechł. Już pryskałam. A tak się cieszyłam, że moje nie chorują.



 Pęcherznica tylko jasna kwitnie, ciemna przymarzła.



Doszłam do wniosku, że tych host to trochę mam. Różnej maści i wielkości. Oglądam zdjęcia i przypomniało mi się, ze mam jeszcze dwie + trzecia świeżutki nabytek miniaturowa.












 Właśnie znowu leje i dobrze. Podlewać nie będę może mi nerwy na te nornice przejdą. Nie będę widziała gdzie znowu poryły.

Pozdrawiam cieplutko
Ala

PS. Następnym razem kafle piecowe....... w połączeniu z piekarnikiem.