piątek, 17 stycznia 2014

Okna



A właśnie ……… ja jakoś tak je lubię, a nawet bardzo lubię. To tak można powiedzieć, że mój „konik”. Coś tam przy nich wiecznie kombinuję. W sumie to większość z materiałowych zasobów, o ile nie całość mam z  SH , w których raczej omijam ciuchy ale nigdy stosów z materiałami). Chociaż ostatnimi czasy można właśnie w SH, bynajmniej u nas, kupić takie różności jak na rynkach ze starociami. Co mnie osobiście bardzo cieszy.

Wracając do tych okien to brnę w zazdrostki do kuchni. Okno w kuchni bez nich jakoś tak nie bardzo. Będąc dawno temu w Niemczech spacerując po osiedlu z domkami wpadły mi w oko o takie cudeńka



Co prawda długo szukałam wzoru aby wyhaftować ale w końcu mam. To "w końcu" co prawda jest od dłuższego czasu, ale nadal cieszy. Haftowałam je samiuteńka z wyliczonymi kwiatkami dziennie aby zdążyć na ……… M urodziny. Plan zrealizowany.
Zanim jednak miałam te wymarzone dostałam takie

 



i byłam nimi zachwycona i nadal jestem. Wisiały oczywiście w kuchni w starym mieszkaniu. Niestety do mojego domu już nie bardzo (okno dzielone na połowę a w starym mieszkaniu 1/3 do 2/3). Znalazły więc miejsce na drzwiach w łazience. Grzech trzymać w szafie. Wzór odrysowany i jedna wyhaftowana ale z tą drugą to mam wiecznie pod górkę:))

W pokoju tzw dużym udało mi się zakupić w zeszłym roku za całe 2zł/szt zasłony, co strasznie uszczupliło mój budżet rodzinny ;) – 8zł łączny koszt zasłony. Tak szczerze powiedziawszy kupiłam je bo były 4 szt czyli akurat na 2 okna. Duże, ciężkie, na podszewce. Co do wzoru już nie byłam taka przekonana. Wyprałam, wyprasowałam, powiesiłam. Powiedzmy, że już mi się troszeczkę podobały ale nadal zachwycona nimi nie byłam. Ale jak nasze mamy się zaczęły zachwycać moim niekontrolowanym zakupem i je przedłużyłam, aby sięgały podłogi no to wówczas nawet je polubiłam. A wyglądają tak:



Zdjęcie ciemne, idę do pracy jeszcze ciemno wracam już ciemno a w weekend deszcz lał.

Sypialnia odkąd zamieniliśmy pokoje z synem nie za bardzo… nie wiem co. Coś tam próbuje zmienić, zrobić, ……. I dalej to nie to. Na laurach jednak nie spoczęłam. Na zdjęciu zaczęta zabudowa kaloryfera. Rodzi się w bólach. Miejmy nadzieję, że mój M dotrzyma słowa i przytnie mi te boczki, tzn nie mi tylko obudowie:)) Za te "tak w trakcie realizacji" przepraszam, a wracając do tematu…



Więc udanym  trafieniem jest zakupienie na ryneczku dwóch takich cudaczków, które od razu wpadły mi w oko. Ich idealnym zastosowaniem, tak mi się przynajmniej wydawało jest robienie za uchwyty do chwostów. Swoją drogą zakupionych w różnym czasie w SH.

I nadal świątecznie okno mojego syna


 I kolejny bzik tj zawieszki witraże. U Matijasa wisi ten witraż cały rok.
 A w łazience też świątecznie, moje ulubione okno



A poniżej klameczka kupiona i od rączki powieszona, rzadko kiedy tak jest ;). Klamka jedynie wyszorowana a na niej jakieś zardzewiałe coś co wpadło mi w oko. 



I świecznik :)) jakieś szczęście to takich nadszarpniętych miałam. Podoba mi się, a wygląda faktycznie jakby go rdza strasznie pokochała.



I aby nie było, że jeno takie zardzewiałe mi się trafiają to miseczki. Każda kupiona w innym miejscu a do nich drewniany pojemniczek z pokryweczką. Kupiony głównie dlatego, że jest drewniany o i oczywiście przecież się przyda.

 


A już na sam koniec moje olśnienie. Macie czasami, że się tak pałętacie po domu nie wiadomo za czym, nie wiadomo poz co, tzw. szwędacz. Mnie się zdarza, i przy takim pałętaniu dostałam olśnienia. Do szklanego klosza przytargałam z piwnicy dół lampy. Pasuje prawie idealnie. Lampa jakoś tak nie wyglądała najlepiej jakieś takie proporcje miała spaczone, ale drewniana, rozkręcana. Tą górną cześć już wykorzystałam wcześniej. Dół sobie tak stał w piwnicy i czekał i się doczekał. Robi za podstawę.



Pozdrawiam zaglądających w te nasze skromne progi

                                                                       Ala